Kto poskacze z kangurami?
Początek roku zawsze wiąże się z tenisowymi emocjami. Tradycyjnie już bowiem, najlepsi tenisiści świata zawitają do Melbourne, aby rozegrać pierwszy turniej wielkoszlemowy w sezonie. Jak co roku, jest on dużą zagadką. Głównie z uwagi na formę najlepszych zawodników, ale i pretendentów. Ja jednak postaram się przewidzieć jego losy.
Głównych faworytów niezmiennie jest trzech, których nie trzeba przedstawiać. Rozstawiony z jedynką jest Novak Djoković i mimo najwyższej pozycji w rankingu, uważam że wylosował najtrudniejszych rywali. Już w drugiej rundzie może trafić na wracającego do formy Jo Wilfrieda Tsongę, który z niezłej strony pokazał się w Brisbane. Dalej jest Denis Shapovalov, ale już w IV rundzie najprawdopodobniej czekałby David Goffin lub Danił Medviediev, dla którego poprzedni sezon był najlepszy w karierze, a obecny zaczął bardzo dobrze, bo od finału w Brisbane. Rosjanin bardzo prężnie się rozwija i prezentuje coraz wyższy poziom tenisowy, mimo wciąż młodego wieku (22 lata). Nie twierdzę, że Serb nie poradzi sobie z tymi rywalami, ale w tej fazie turnieju na pewno można trafić lepiej. Celem Nole jest zdobycie niekalendarzowego Wielkiego Szlema, czyli wygranie 4 kolejnych najważniejszych imprez tenisowych. Połowę drogi już przeszedł, bo wygrał Wimbledon i US Open. Został więc właśnie triumf w Australian Open i Roland Garros. Co ciekawe, w ciągu tak długiej i bogatej historii tenisa, tylko dwóch zawodników dokonało tej sztuki. Pierwszym był Don Budge (1937-1938), a drugim właśnie Novak Djoković w latach 2015-2016 zaczynając, podobnie jak teraz, od Wimbledonu. Pokonanie w.w. rywali może jednak kosztował Serba sporo sił, tym bardziej, że Djoko na początku sezonu nie imponuje. Wygląda gorzej fizycznie co przekłada się na jego ogólną dyspozycje. Popełnia sporo niewymuszonych błędu i szwankuje pierwszy serwis (np. w meczu z Bautistą Agutem raptem 63% trafień).
Korzystniejszy układ gier mają inni dwaj weterani. Rogera Federera prawdziwy sprawdzian czekałby dopiero w IV rundzie, gdzie miałby zmierzyć się ze Stefanosem Tsitsipasem. Tak sugeruje logika, gdyż Grek jest najwyżej rozstawiony w tej części drabinki. Jednak już w trzecim jego meczu przewiduję starcie z Nikolozem Basilashvilim, który jest zawodnikiem mocno nieobliczalnym. I to w dobrym tego słowa znaczeniu. Gruzin potrafi pokonać każdego i potrafił sprawić duże problemy m.in. Rafie Nadalowi podczas ubiegłorocznego US Open urywając mu seta. Myślę, że Basil po cichu może piąć się w rankingu, bo możliwości ma bardzo duże. Nie bez znaczenie będzie tutaj również formuła best of 5. Tsitsipas ma problemy, żeby wytrzymać kondycyjnie długie mecze trzysetowe, a co dopiero jak dojdzie do pięciu setów. Wracając jednak do Federera. Uważam, że jest on w najlepszej dyspozycji z faworytów. Zagrał tylko w Hopman Cupie, które zresztą wspólnie z Belindą Bencić wygrali, ale Fedex wygrał wszystkie spotkania singlowe nie tracąc przy tym seta. Nomen omen pokonał m.in. Tsitsipasa po dwóch tiebreakach. Jednak nie wyniki, a gra Rogera napawała optymizmem jego fanów. Znowu zachwycał gracją oraz elegancją na korcie, której brakowało w drugiej części poprzedniego sezonu. W niej Roger głównie męczył się na korcie. Ma on duże szansę na obronę tytułu i na pewno będzie bardzo zdeterminowany, o ile dopisze mu zdrowie.
O zdrowie modlić się też musi Rafa Nadal. Po wycofaniu się z Brisbane z powodu kontuzji uda, Internet obiegła druzgocąca statystyka. Hiszpan wycofał się z 14 z ostatnich 16 turniejów na kortach twardych. Miejmy nadzieję, że tym razem w pełni wrócił do zdrowia i wyjdzie na kort. Dobrym prognostykiem był mecz z Nickiem Kyrgiosem podczas TennisFour. Nadal może i przegrał ten mecz, ale z piłki na piłkę wyglądał lepiej fizycznie, a na tym głównie bazuje Hiszpan. Można było dostrzec również nową technikę serwisową. Serwował on bardziej płasko i agresywniej. Być może zawodnik z Majorki odczuwa już swój wiek i będzie starał się zdobywać jeszcze więcej tych tzw. „łatwych punktów”. Australia Open jest jednak najgorszym turniejem wielkoszlemowym Rafy. Wygrał tam tylko tam raz – w 2009 roku pokonując oczywiście Federera. Trzy ostatnie finały w Melbourne przegrał. 2012 z Djokoviciem, 2014 Wawrinką i w 2017 Federerem. Kto wie, może odgonił już ciemne chmury i uda mu się triumfować na kortach Roda Lavera. Nadal potrzebuje gry, więc na losowanie nie może narzekać, gdyż rywale nie powinni mu zagrozić. W pierwszej rundzie trafił na Jamesa Duckwortha, która zagra z dziką kartą. Schody mogą zacząć się dopiero w ćwierćfinale. Na tym etapie nie ma już przypadkowych graczy i prognozuje się starcie Nadal-Anderson. W ewentualnym półfinale rewanż za 2017 rok i bój z Federerem.
Co wielkiego szlema pojawiają się głosy, że dominacja tej trójki jest szkodą dla tenisa. Niestety dwóch największych przedstawicieli młodej generacji ma spore problemy. Do samego końca niepewny będzie start Alexandara Zvereva, który walczy z kontuzją uda, a Dominic Thiem jest w beznadziejnej formie i nie wygrał jeszcze meczu w tym sezonie. Cała nadzieja m.in. w triumfatorze z Paryża Karenie Khachanovie, lecz jego dyspozycja również jest wielką niewiadomą. Zagrał on bowiem w tym sezonie raptem 4 mecze z czego trzy były pokazowe. W jedynym oficjalnym przegrał z Wawrinką. W Doha Szwajcar doszedł do ćwierćfinału, gdzie poległ Bautiscie Agutowi – późniejszym triumfatorem imprezy. Myślę, że właśnie Stan może być cichym faworytem tego turnieju. Po koszmarnym poprzednim sezonie, w którym głównie się leczył, będzie starał się wrócić do elity. W Katarze grał nieźle i widać, że zatęsknił za walką z najlepszymi. Myślę, że trzeba wspomnieć również Marina Cilicia, bo to jednak finalista sprzed poprzedniego roku. Chorwat jednak początek sezonu spędził głównie w gabinetach lekarzy.
Filip Modrzejewski