Quo vadis Lechu? 7 grzechów głównych zarządu...
Ciemno już, zgasły wszystkie światła. Ciemno już, noc nadchodzi, głucha" śpiewał Ryszard Andrzejewski, czyli Peja - oddany kibic Kolejorza. Słowa te prawie idealnie odwzorowują sytuację przy Bułgarskiej. Druzgocąca porażka w Gliwicach tylko pogłębiła marazm i zwątpienie kibiców, którzy już nie wierzą w sukces Lecha za kadencji rodziny Rutkowskich. Jedyną nadzieję upatrywali w osobie Adama Nawałki, który trzema zwycięstwami z rzędu na koniec rundy jesiennej, sprawił, że cień nadziei wciąż tkwił w sercach fanatyków. Owszem, dwa mecze to dalej mało na wyciąganie pochopnych wniosków, ale dla mnie, były one podsumowaniem ostatnich parunastu miesięcy w Poznaniu. Przed państwem 7 grzechów głównych włodarzy Lecha Poznań.
1. Zastępca Dilavera? A na co to komu?
Emir Dilaver opuścił Lecha Poznań latem 2018 roku dość, eufemistycznie mówiąc, skłócony. Od tego czasu mija już drugie okienko transferowe, a Austriak dalej nie doczekał się swojego następcy. Trzeba uczciwie przyznać, że Dilaver był jednym z niewielu liderów drużyny Bjelicy. Dość wspomnieć, że z nim w składzie Chorwat zbudował najlepszą defensywę w lidze, która mimo fatalnej rundy finałowej, straciła najmniej bramek w całym sezonie. Aż strach pomyśleć jak wielki dysonans powstał w tej formacji przez raptem pół roku i stracie niby tylko jednego zawodnika. Trzeba oddać Emirowi, że przy nim, zdecydowanie lepiej wyglądał każdy z dwójki Janicki-Vujadinović, którzy teraz są pośmiewiskiem całego środowiska piłkarskiego. Zastąpienie zawodnika Dinama Zagrzeb było obowiązkiem, a do klubu i to pod koniec letniego okienka, dołączył tylko Dimitrios Goutas, który już jest na wylocie z Poznania.
2. Ivan Djurdjević jako tarcza ochronna
Nenada Bjelicę zastąpił Ivan Djurdjević, który mimo kapitalnego startu, dość szybko pożegnał się z pracą swoich marzeń. Niewątpliwie jego warsztat, jak i całego sztabu pozostawiał sporo do życzenia, ale czego spodziewał się Piotr Rutkowski? W krytycznym momencie dla klubu posadę szkoleniowca zaoferował osobie, która miała znikome doświadczenie w pracy z seniorami, ale gwarantowała spokój na trybunach. Było to fantastyczne zagranie PR-owe, które jednak bardzo szybko obróciło się przeciwko wiceprezesowi. Słowa "ja się nie poddam" oraz "przygotowywaliśmy Ivana do tej roli przez lata" stały się viralem i memem. Zarząd wyrządził ogromną krzywdę Djurdjeviciowi chowając się za jego plecami, aby tylko zrzucić odpowiedzialność i nadzieję na jego barki, a zwolnienie Serba było jak założenie czystych ubrać na spocone ciało.
3. Całkowite odcięcie się od mediów i kibiców
Syndrom oblężonej twierdzy nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Zarząd po sławetnej konferencji posezonowej postanowił zupełnie odciąć się od wywiadów i jakichkolwiek wystąpień publicznych. Uważam to za duży błąd. Zamiast wyjść z otwartą przyłbicą, kolokwialnie mówiąc dostać po głowie i po prostu szczerze przeprosić kibiców, najpierw woleli zrzucić winy na Nenada Bjelicę, a potem zaszyć się w swoich gabinetach. Takim postępowaniem tylko potwierdzili swoją bezradność i zaognili konflikt z kibicami. Nomen omen, czy to przypadkiem nie sam Piotr Rutkowski sugerował, że cisza medialna nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem?
4. Długotrwała strategia?
W zasadzie co pół roku zmienia się koncepcja budowy drużyny. Najpierw do klubu ściągani mieli być dwudziestokilkuletni obcokrajowcy, którzy mają ambicję odniesienia sukcesu, a następnie odejścia do silniejszej ligi. Gdy ten plan nie wypalił, a struktura szatni została naruszona zbyt dużą liczbą obcokrajowców, klub postanowił ściągnąć doświadczonych Polaków, tj. Janicki, Tomasik czy Cywka, czyli zawodników oddanych za bezcen z klubów gorszych i mniejszymi aspiracjami od Lecha. Naprawdę tak ma wyglądać budowa drużyny? Na kim mają być stawiane fundamenty? Jeszcze w 2016 roku Piotr Rutkowski mówił tak: "Różnica między piłkarzem jak Tamás Kádár czy Abdul Aziz Tetteh - którzy kosztują po 300-400 tys. euro - a tymi za milion, jest bardzo mała. Dlatego tym milionem wolimy gospodarować mądrze."* Ostatnio gospodarowali tak mądrze, że woleli wydać milion na trzech przeciętnych niż jednego dobrego. Moim zdaniem to pion sportowy jest ważniejszy nawet od trenera. Dyrektor sportowy powinien myśleć długofalowo i dobierać trenera oraz piłkarzy do strategii klubu. Dużym zarzutem do Bjelicy był brak młodzieży w składzie, mimo iż za jego kadencji z Lecha odeszli m.in. Kędziora, Bednarek czy Kownacki. Nie prześwietlili, że wcześniej też niezbyt chętnie to robił? Być może profil Chorwata jako trenera po prostu nie był odpowiedni dla Lecha. Natomiast Djurdjević miał naprawić jego błędy również w tym elemencie, a zrobił równie mało, a nawet mniej. Za jego kadencji regularnie grał tylko Jóźwiak, a do zespołu wolał sprowadzić starszych graczy z rezerw. Niestety tytuły wygrywa się obcokrajowcami i doświadczeniem, a młodzież może być tylko dodatkiem. Mam wrażenie, że zachwiana została równowaga w tym aspekcie, a zapowiadanie rewolucji kadrowej co kilka miesięcy staje się coraz mniej zabawne.
5. Brak konkurencji w drużynie
Brak strategii i nieumiejętne działania na rynku transferowym zaowocowały tym, że Lech ma po prostu przeciętną kadrę. Patrząc prawdzie w oczy, jedyna konkurencja panuje na pozycji bramkarza. I to między 31 latkami, których forma już od jakiegoś czasu pikuje ostro w dół. Ten argument idealnie obrazuje przykład prawych obrońców. Robert Gumny wypadł z gry prawie na całą rundę jesienną, a nie miał żadnego zmiennika! Ivan Djurdjević chciał dać szansę zawodnikom z rezerw, takim jak Wasielewski, Orłowski czy De Marco. Nikt nie odmówi im chęci i zaangażowana, ale Serb dość szybko się na tym przejechał. Jednak to, jak już wcześniej wspomniałem, od dyrektora zależy najwięcej. W drużynie Lecha jest zbyt duża dysproporcja między kluczowymi zawodnikami z wysokimi umiejętnościami, których można policzyć na palcach jednej ręki, a graczami po prostu przeciętnymi, których już dawno nie powinno być w klubie. Kolejorz ma dość szeroką kadrę, ale liczba nie poszła wraz z jakością. Wystarczy przywołać przykład stoperów lub środkowych pomocników, których jest całkiem sporo, ale jeśli bliżej im się przyjrzeć to mam duże obawy czy znaleźliby miejsce w podstawowym składzie drużyn z górnej ósemki (z wyjątkiem Tiby i Rogne). Jest to dość przerażający fakt, jeśli zarząd naprawdę myślał, że ta kadra może spełnić mistrzowskie aspiracje. Niestety poznaniakom wciąż brakuje liderów w zespole, co pokazał fakt, iż kapitanem drużyny po zaledwie kilku miesiącach został Pedro Tiba. Bardzo to było symboliczne.
6. Zerowa odpowiedzialność
Nie chcę powiedzieć, że w Lechu panuje przyzwolenie na porażki, ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w drużynie dalej grają zawodnicy, którzy uczestniczyli w największych kompromitacjach ostatnich lat? Czy wobec któregokolwiek piłkarza zostały wyciągnięte konsekwencje za przegrany finał poprzedniego sezonu? Czy ktoś został w jakikolwiek sposób ukarany? Nie i niestety nie jest to jednorazowy przypadek. Dawanie wiecznych drugich szans dla zawodników, którzy niejednokrotnie zawiedli i pewnego poziomu nie przeskoczą jest sporą zmorą Kolejorza. Każdy kolejny trener, który zostaje zatrudniony najpierw chce im się bliżej przyjrzeć. Może wynika to z braku zaufania do scoutingu albo być może taki jest przykaz z góry? Można wiele zarzucić Ricardo Sa Pinto, ale on nie bał się odsunąć Mączyńskiego, Pazdana czy Radovicia i nikt łaskawie nie czekał, czy i kiedy wrócą do formy.
7. Brak świeżego spojrzenia
W Lechu brakuje odrobiny szaleństwa. Ciągłe wyliczenia, przewidywania czy plany idą w łeb, gdy przychodzą decydujące momenty, co pokazał poprzedni sezon. To wtedy wychodzi determinacja i skutki czynów, które poczyniłeś, aby być najlepszym. Myślę, że gdyby Legia doznała takiego blamażu jak Lech w poprzednim sezonie, to głowy poleciałyby nie tylko wśród piłkarzy, ale i samej góry. W Poznaniu dyrektorem sportowym został Tomasz Rząsa, który i tak cały czas był pracownikiem akademii. Każdy jednak doskonale wie, że to nie on jest osobą decyzyjną. Uważam, że "u góry" brakuje kogoś z zewnątrz, kto wszedłby w struktury i chłodnych, świeżym okiem spojrzał na pewne aspekty, głównie sportowe. Kompletnie nie rozumiem idei komitetu transferowego, który jest dla mnie zrzucaniem odpowiedzialności na większą liczbę osób, a na końcu pracę traci i tak szef scoutingu.
W Lechu zawalono bardzo dużo. Frekwencja leci na łeb na szyję i fakt, że jesienią tylko dwa razy na trybunach zasiadło ponad 10 tysięcy kibiców jest smutnym odzwierciedleniem sytuacji, która panuje w klubie i wokół niego. Zaufanie stracić jest łatwo, ale odzyskać je, to bardzo trudne zadanie. Czy wykonalne dla duetu Klimczak-Rutkowski? Zmienić się musi wiele, z mentalnością na czele.
Filip Modrzejewski
*Źródło
https://polskatimes.pl/rutkowski-co-z-tego-ze-legia-odskoczyla-finansowo-skoro-koszty-ma-wieksze-niz-przychody/ar/9826920