Legia zabita własną bronią
Po 68 latach Cracovia w końcu pokonała Legię Warszawa na jej boisku. Dla drużyny Michała Probierza była to już 6 wygrana z rzędu. Za Pasami niesamowity okres, bo od 7 października, czyli porażki w derbach z Wisłą, zdobyli oni największą liczbę punktów w Ekstraklasie - 28 oczek, tracąc raptem 5 goli. Gdyby nie koszmarny start, w którym zainkasowali tylko 7 punktów w 11 meczach, Cracovia miałaby spore szansę na walkę z czołówką i pewne miejsce w górnej ósemce. Jednak po tym co pokazali w Warszawie, naprawdę trudno sobie wyobrazić, żeby krakowianie musieli bronić się przed spadkiem.
Legia ma ogromne problemy w początkowej fazie meczów. Dość powiedzieć, że w pierwszych kwadransach spotkań straciła aż 6 goli. Gorsze od niej są tylko Zagłębie Sosnowiec i Wisła Kraków - po 8 bramek. Nic więc dziwnego, że Pasy starały się to wykorzystać i podporządkować sobie rywala. Grali agresywnie, zwłaszcza w środkowej strefie, ale kluczowe były zbierane przez Janusza Gola i Damian Dąbrowskiego drugie piłki. Wspierał ich Javi Hernandez i cała trójka środkowych pomocników grała blisko siebie tworząc przewagę, która pozwalała utrzymywać się przy piłce i kontrolować grę. Cafu i Martins mieli problemy z przejęciem futbolówki, co prowadziło do sporej liczby stałych fragmentów gry dla Cracovii blisko osi boiska.
W fazie ataku pozycyjnego, bardzo kulała gra bez piłki Legionistów. W przeciwieństwie od linii pomocy Cracovii, Sebastian Szymański operował dość daleko od pary Martins-Cafu. Uniemożliwiało to sprawne rozegranie piłki do przodu, tym bardziej, że Dominic Nagy, który dość często w tym sezonie operował wymiennie z młodzieżowym reprezentantem Polski, był skutecznie blokowany, najczęściej przez Rumuna Hancę, który też był cichym bohaterem tego meczu.
Tak spore przestrzenie między graczami Legii doprowadzały do groźnych kontr w wykonaniu Pasów. Gdy futbolówka trafiała już pod nogi ofensywnego piłkarza Wojskowych, ten nie miał ani partnera do zgrania na jeden kontakt, ani nie mógł spokojnie przyjąć piłki i się z nią obrócić, agresywnie atakowany przez najczęściej Helika lub Gola. Ważnym aspektem było uniemożliwianie obrotu z piłką w kierunku bramki, żeby aby ruszyć z atakiem. Wcześniej wspomniani Hanca i Gol byli bohaterami akcji, w której oko w oko z Majeckim znalazł się Wdowiak. Genezą tej akcji było długie zagranie w kierunku Szymańskiego, który przegrał pojedynek główkowy z Rapą. Już w tym momencie ruch w wolną strefę wykonywał Janusz Gol, któremu piłkę na jeden kontrakt zgrał Hanca. Były zawodnik Legii, który był ważną postacią zarówno w defensywie jak i w ofensywie, zabrał się z piłką zostawiając w tyle rywali, zagrał klepkę z Cabreą, a na koniec popisał się kapitalnym podaniem do Wdowiaka, który nie wykorzystał stuprocentowej okazji. To był dość osobliwy moment spotkania, bo szybki atak wyprowadzany przez jednego ze środkowych pomocników Cracovii był bronią Probierza w tym spotkaniu.
Żeby nie było tak optymistycznie, to i Legia mogła w ten sposób skarcić krakowian. Przy stanie 0:0 Salvador Agra miał najlepszą sytuacje w tym spotkaniu. Stratę podczas wyprowadzenia piłki zaliczył wcześniej chwalony przeze mnie Janusz Gol, któremu momentalnie uciekł Szymański. Skutecznym sposobem gry Legii Sa Pinto są właśnie szybkie ataki napędzane środkiem po odbiorach w centrum boiska.
Sporą rolę w grze bez piłki odegrał Kulenović, który odciągnął duet stoperów, dzięki czemu Salvador Agra stanął przed szansą rozwiązania worka z bramkami. Jednak Portugalczyk dość długo składał się do strzału i ostatecznie nie wykorzystał świetnej okazji.
Nowy zawodnik Legii był zamieszany również w akcję bramkową Cracovii. Stracił on piłkę na rzecz Dąbrowskiego, który szybko zaatakował go w fazie wyprowadzania kontry przez Legię. Można więc powiedzieć, że Michał Probierz zastosował słynny "gegenpressing" Jurgena Kloppa. Zdezorientowana obrona gospodarzy nie zdołała odbudować ustawienia. Przede wszystkim za wysoko stał Remy, który zostawił za plecami samego Wdowiaka. Swoje dołożył również Vesović, który spóźnił się przy Siplaku.
Wszystkiemu mógł jednak zapobiec Andre Martins, który nie po raz pierwszy (i nie ostatni) gubi rywala za plecami, pozwalając mu dojść do sytuacji bramkowej. Nagy, widząc Hernandeza wyprzedzającego Portugalczyka, próbował zejść do Hiszpana, lecz było już za późno i Pasy objęły prowadzenie. Legia nie wyciągnęła wniosków z początku mecz, bo już w 3 minucie ofensywny pomocnik doszedł do strzału po bardzo podobnej akcji.
Identyczną sytuację widzimy przy drugiej bramce dla gości. Strata Agry i wygrany pojedynek przez Cabrerę z Remym spowodowały przewagę Cracovii w bocznej strefie. Martins nie ma kontroli nad Hernandezem, który znów wbiega w pole karne uprzedzając go. Nie chcę całej winy zrzucać na Portugalczyka, ale fakty są takie, że dwukrotnie odpuścić Hiszpana, który uprzedził statycznych stoperów.
Nie ma sensu przywoływać więcej przykładów z meczu, ale gigantyczną rolę w zwycięstwie Cracovii odegrała para Gol-Dąbrowski. Były zawodnik Amkara Perm idealnie równoważył ofensywę z defensywą i wielokrotnie rozpoczynał szybki atak, czy to podaniem, czy indywidualną akcją. Za to 26-latek był ostoją w utrzymaniu piłki zaraz po jej odbiorze. Legioniści bardzo często od razu po stracie starali się doskoczyć i odebrać piłkę zawodnikom Pasów, lecz to właśnie Dąbrowski potrafił zagrać pod faul albo odważnie uciec dryblingiem spod pressingu. To był ważny element gry drużyny Michała Probierza, gdyż nie wybijali piłki na oślep, ale dzięki swojej pewności siebie, która wynika z serii zwycięstw, potrafili szybko przetransportować piłkę na połowę gospodarzy. Bardzo pomagała przy tym mała odległość między ofensywnymi zawodnikami, bo czy to Cabrera, czy Hanca nie musieli za wszelką cenę przytrzymywać piłki i czekać na partnerów. Akcje gości były po prostu płynniejsze przez grę bez piłki i szybkim atakiem po odbiorze na połowie przeciwnika potrafili go zaskoczyć. Można więc powiedzieć, że zabili Legię jej własną bronią, bo to właśnie drużyna Sa Pinto często w ten sposób rozgrywała spotkania domowe, gdyż miała problemy w ataku pozycyjnym.
Filip Modrzejewski