Juventus na ręcznym pod Wezuwiuszem
Mimo dużej różnicy punktowej między Napoli a Juventusem z dużą niecierpliwością czekałem na niedzielne starcie między tymi ekipami. Powodów było wiele, bo po pierwsze aspekt czysto piłkarski, czyli pojedynek dwóch czołowych drużyn, z tyłu głowy miałem również wizję rewanżowego meczu Atletico na Allianz Stadium. Jako sympatyk ekipy Cholo Simeone jestem pełen optymizmu przed tym spotkaniem, gdyż Bianconeri pod Wezuwiuszem pokazali się z bardzo przeciętnej strony i mimo zwycięstwa, Massimiliano Allegri ma z pewnością spory ból głowy, zwłaszcza biorąc pod uwagę dyspozycję zawodników w linii środkowej.
Już sam początek spotkania pokazał większą determinację ze strony gospodarzy. Ustawiali się wysoko i często w pewnych momentach doskakiwali do schodzących do gry zawodników drugiej linii Juventusu, by później szybko przechodzić do średniego pressingu od linii środkowej. Pasywność tej formacji gości powodowała częste problemy z wyprowadzeniem futbolówki i konieczność zagrywania długich piłek na duet Mandzukić-Ronaldo. Postawienie przez Allegriego na tercet Pjanić-Can-Matuidi sprawiło, że Juventus praktycznie całkowicie odpuścił swoją lewą stronę, co zdecydowanie ułatwiło grę defensywną ekipie Ancelottiego.
W fazie defensywnej, obie drużyny dość wyraźnie ustawiały się w formacji 1-4-4-2, lecz to Napoli poprzez apozycyjność Insigne i ruchliwość Zielińskiego potrafiło zdobywać przestrzeń i wyprowadzić szybki atak. Nota bene bardzo cieszy mnie przesunięcie Ziela bliżej lewej strony, gdyż uważam, że może to dać więcej opcji selekcjonerowi Brzęczkowi i uwolnić potencjał Polaka w kadrze i klubie. Poniższa sytuacja jest jedną z wielu z Zielińskim w roli głównej. Zaczęła się od podwojenia Ronaldo w bocznej strefie przez defensorów Napoli i utracie piłki przez Portugalczyka, który nie zaatakował zaraz po stracie, tylko sygnalizował zagranie ręką, co umożliwiło szybkie wyjście z futbolówką.
Hysaj uruchamia Zielińskiego, który nie boi się wejść w pojedynek z Pjaniciem i ogrywa go. I to jest kolejna różnica, która była widoczna gołym okiem między oboma zespołami. Zawodnicy Napoli nie bali się wchodzić w pojedynki w środkowej strefie czego nie można powiedzieć o graczach Juve. Akurat przywołana akcja nie zakończyła się strzałem, ani żadnych zagrożeniem, ale stanowi jedynie przykład wielu zachowań Zielińskiego i kolegów. Niestety trwało to tylko przez pierwsze dwa kwadranse pierwszej połowie, bo później tragiczny błąd popełnił Malcuit źle zagrywając do Mereta. Golkiper Napoli obejrzał czerwoną kartkę, a Miralem Pjanić dał Juventusowi prowadzenie strzałem z rzutu wolnego. Zaimponowała mi reakcja podopiecznych Ancelottiego, bo można było odnieść wrażenie jakby dalej grali w 11 i nie dali się stłamsić gościom. Z drugiej strony, myślę, że Juventusowi wcale na tym nie zależało, bo mimo to nadziewali się na groźne sytuacje. Jedną z nich miał wcześniej wspomniany Piotr Zieliński, który urwał się duetowi stoperów i trafił w słupek. Warto jednak podkreślić dużą rolę Fabiana Ruiza, który podjął spore ryzyko, które się opłaciło. Mógł zagrać bezpiecznie, do nieustawionego w bocznej strefie Hysaja, lecz potrafił zagrać nieszablonowo, wyłamał się poza schemat i to się opłaciło, mimo że nie padła bramka.
W tym elemencie Napoli przodowało nad Juventusem. Co więcej, goście przez pierwsze 30 minut oddali tylko jeden strzał, który skończył się bramką Pjanicia z rzutu wolnego. Tak naprawdę uczynił to tylko raz Emre Can, który po otrzymaniu piłki od Chielliniego, balansem ciała zwiódł dwóch rywali uwalniając wolną strefę. Przed meczem wydawać by się mogło, że takim zawodnikiem od wygrywania pojedynków, zwłaszcza na boku, będzie Bernardeschi, ale wydawał on się zagubiony i nie mógł znaleźć swojego miejsca na boisku, gdy jego pozycje przy linii bocznej podwajał Cancelo. Pasywność Juventusu w drugiej linii miała również duży wpływ na porażkę w Madrycie, gdy wracać się musiał Paulo Dybala.
Bernardeschi zaliczył jednak asystę przy drugim golu gości. Krótkie rozegranie rzutu rożnego i fatalne ustawienie graczy Napoli, którzy pozostawili na drugim słupku osamotnionego Hysaja, który nie był wstanie przypilnować trzech rywali na raz. Gola strzelił Can, a piłka po drodze do siatki jeszcze odbiła się od głowy Albańczyka.
Wydawać by się mogło, że druga połowa będzie tylko dograniem całego spotkania, ale na samym jej początku czerwoną kartkę otrzymał strzelec pierwszej bramki. Szkoleniowiec gości zareagował od razu przesuwając Mandzukicia bliżej lewej strony, a Matuidiego do środka i wtedy już można było być pewnym defensywnego nastawienia Juve. Ancelotti w przerwie wprowadził Driesa Mertensa w miejsce Malcuita, który rozegrał fatalną pierwszą połowę, a jego dośrodkowania stały na bardzo niskim poziomie. Oczywiście była to zagrywka va banque, ale Włoch nie miał wyjścia. W znacznym stopniu uwolniło to potencjał ofensywny Napoli, który zatrzymywał jedynie Szczęsny. Juventus z taką grą, zwłaszcza ofensywną, będzie miał spore problemy w rewanżu z ekipą Simeone, która z pewnością odda piłkę Włochom i swoich szans poszuka z kontrataku. Rojiblancos są chyba jedyną drużyną, która potrafi bronić się przez 90 minut i jak mało kto potrafią odebrać radość i ochotę do gry rywalom. Podopieczni Allegriego będą zmuszeni do prowadzenia gry, a mając w pamięci pierwsze starcie i niedzielny mecz z Napoli, o stworzenie sytuacji i strzelenie gola będzie piekielnie trudno, a na takie prezenty jak Malcuita czy złej organizacji bloku defensywnego raczej nie ma co liczyć.
Filip Modrzejewski