Wstyd.
Pierwotnie miałem zająć się analizą meczu pomiędzy Koroną i Lechem, ale sam jego przebieg, a przede wszystkim okoliczności pomeczowe skłoniły mnie do napisania tego tekstu. Lech Poznań kompromituje się na wszystkich szczeblach od wielu lat, a wniosków czy radykalnych zmian na razie nie ujrzeliśmy. Zwolnienie Nawałki w tym momencie to tylko przyspieszenie wyroku, bo nie oszukujmy się, latem i tak by się z nim pożegnano.
Czarę goryczy przelał mecz Kolejorza w Kielcach. Nie ma co się dziwić, gdyż podopieczni Nawałki zaprezentowali się beznadziejnie nie oddając celnego strzału na bramkę. Liczyłem, że przy obecnej sytuacji w tabeli i potencjalnej letniej rewolucji kadrowej, selekcjoner postawi na młode twarze, które mają stanowić o jego sile w przyszłości. Jednak ponownie zobaczyliśmy m.in. Raduta, Trałkę, czy Makuszewskiego. Nie ma co się oszukiwać, że Lech tak naprawdę nie walczy już o nic, bo dla kibiców nie ma znaczenia, czy ich drużyna zajmie siódme czy dziesiąte miejsce. Ktoś może powiedzieć, że w zasięgu Kolejorza są jeszcze europejskie puchary, ale szczerze mówiąc, czy są one w ogóle jemu potrzebne? Na ten moment nie ma nic, aby powalczyć o fazę grupową, a dodatkowe, na przykład, cztery mecze mogłyby tylko utrudnić pracę nowemu trenerowi z nowym zespołem. Wśród lechitów panuje teraz najgorsze uczucie dla fana i klubu, czyli obojętność i wstyd. Nie czuje się już złości ani smutku, jest tylko pustka, pewne przyzwyczajenie do porażek, które nie generują żadnych emocji. Kibice Lecha zamiast dumy czują wstyd, gdy myślą o swoim ukochanym klubie, dla którego poświęcają całe życie. Taki stan ducha bardzo ciężko wyleczyć.
Nie ukrywam, że sam byłem wielkim zwolennikiem projektu "Nawałka w Lechu". Liczyłem, że swoją charyzmą i autorytetem uporządkuje Kolejorza w szatni i na boisku. Czas jednak wszystko szybko zweryfikował. Po ledwie kilku miesiącach, wszyscy już mieli dość byłego selekcjonera, którego mit szybko upadł. Mnóstwo odpraw taktycznych, treningi w zasadzie bez udziału piłek - to wszystko zabiło jakąkolwiek chęć i radość z gry zawodników. Zwłaszcza tych, którzy mają stanowić o sile Lecha jak Gytkjaer czy Tiba, który po prostu dusili się za rządów 61-latka. Lech zgubił swoją poznańskość. W jego złotych latach, czy nawet ostatnich sukcesów jak Mistrzostwo Polski w 2015 roku, szkielet drużyny stanowili wychowankowie, którzy swoją ambicją i przywiązaniem do barw potrafili zarazić tym szatnie. Może to naiwne, ale bardzo mi tego brakuje. Poczucia świadomości, tożsamości i przynależności do miasta i klubu. Nie ma co ukrywać, że kadencja Nawałki była tylko punktem kulminacyjnym ostatnich lat rządów duetu Rutkowski-Klimczak. To oni swoimi działaniami doprowadzili do takiego stanu, że nawet były selekcjoner nie był wstanie wyleczyć tego organizmu. Nie mógł wyleczyć, bo jest on chory nieuleczalnie i do końca jego egzystencji brakuje niewiele. Gdy człowiek podupada na zdrowiu i nie leczy kolejnych po sobie chorób, które mu się przytrafiają, to nie może liczyć, że znajdzie odpowiedni lek, który je wszystkie wyleczy. Problemy nawarstwiały się przez lata i brakowało wtedy stanowczych reakcji i decyzji. Lokomotywa ledwo buchała czekając na wyrok. Szambo wybiło, a twarzą wszystkiego będzie Nawałka, a nie duet Rutkowski-Klimczak.
Może to kogoś zaskoczy, ale uważam, że tylko takie zakończenie jego historii mogło pomóc Lechowi. Proszę wyobrazić sobie sytuacje, że poznaniacy wygrywają kilka meczów i kończą sezon na pucharowym miejscu. Wszyscy w klubie są w miarę zadowoleni, bo Adam Nawałka podciągnął zespół z dna i pokazał, że z tych piłkarzy faktycznie może skleić niezły zespół. Byłaby to najgorsza perspektywa, która odroczyłaby tylko ostateczny wyrok. Tak mit upadł bardzo szybko i miejmy nadzieję, że wymusi to nareszcie odpowiednie działania. Nic innego już nie pozostało albo piłkarze będą grali na garstki publiczności machającej białymi chusteczkami.
Filip Modrzejewski